Relacja z Pienin: Na tropie niedźwiedzia
Co roku staram się spędzać urlop w górach, aby chociaż przez dwa tygodnie uciec od cywilizacji i pooddychać krystalicznie czystym powietrzem. Uwielbiam spacery w otoczeniu dziewiczej przyrody, które umożliwiają mi poznanie najciekawszych gatunków roślin i zwierząt. Co prawda nie znam się na botanice, ale potrafię już samodzielnie odróżnić wiele drzew czy krzewów, które są charakterystyczne dla tego regionu. Ostatni spacer po Pienińskim Parku Narodowym był jednak inny niż zwykle i na pewno na długo zapisze się w mojej pamięci...
Zawsze staram się odpowiednio przygotować do spacerowania po PPN, aby zabezpieczyć się na wypadek wielu sytuacji. Miałem ze sobą cieplejsze ubrania i oczywiście buty dostosowane do skalistego podłoża. Zabrałem też atlas roślin i zwierząt, aby w razie problemów, szybko sprawdzić nazwy konkretnych gatunków. Zapomniałem tylko o jednym – aby zabezpieczyć się na wypadek spotkania z dzikim zwierzęciem. Jak dotąd nigdy nie miałem ku temu okazji, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, że tym razem mogłoby być inaczej.
Zdarza mi się nieco zbaczać ze szlaków i ostatnio również odbiłem w inną stronę. Nagle usłyszałem dziwny dźwięk przypominający... ryk niedźwiedzia! Chyba nie muszę dodawać, że w okolicy nie było żywej duszy, więc zostałem sam ze swoim przekonaniem, że zarazem spotkam na swojej drodze wielkiego drapieżnika! Z perspektywy czasu wiem, że tak naprawdę mogłem usłyszeć głosy innych zwierząt lub po prostu wzmożony szum drzew. Wtedy jednak wszystko układało mi się w jedną całość – tym bardziej, że na pobliskim drzewie dostrzegłem ślady przypominające zadrapania niedźwiedzich pazurów. Zmysł słuchu znacznie się wyostrzył i niemal z każdej strony oczekiwałem niebezpieczeństwa. Nagle coś zaszeleściło w pobliskich krzakach! Schowałem się za drzewami, bo bałem się, że ucieczka może być gorszym pomysłem. Byłem pewien, że zaraz zobaczę niedźwiedzia brunatnego w całej krasie, który nie będzie nastawiony przyjacielsko wobec turysty zakłócającego jego spokój. Jakież było moje zdziwienie, gdy z krzaków wybiegł... borsuk! Nawet nie spojrzał w moją stronę, tylko uciekł inną ścieżką. Pierwszy raz widziałem na żywo to wspaniałe zwierzę, które jest znane z tego, że stroni od ludzi. Odetchnąłem z ulgą i postanowiłem wrócić do schroniska.
W drodze powrotnej miałem szczęście spotkać jeszcze inne gatunków zwierząt. Ścieżkę przebiegło mi niedużo stworzenie – prawdopodobnie ryjówka. Z oddali widziałem lisa, który zachwycił mnie intensywnie rudym kolorem futra. Gdy już zbliżałem się do miejsca noclegu, dostrzegłem na drzewie dwie wiewiórki, które goniły się po pobliskich gałęziach. Cieszyłem się, że miałem okazję na własne oczy spotkać tylu przedstawicieli pienińskiej flory. Oczywiście jednocześnie odetchnąłem z ulgą, że uniknąłem spotkania z niedźwiedziem – o ile rzeczywiście drapieżnik był na moim szlaku. W schronisku nieco podpytałem turystów, czy kiedykolwiek mieli okazję ujrzeć niedźwiedzia, ale nikt z moich towarzyszy nie mógł pochwalić się taką przygodą. Do dziś zastanawiam się, czy w przypadku takiego spotkania rzeczywiście miałbym się czego bać? Zwierzęta nie atakują bez powodu i tej tezy zamierzam się trzymać, gdy po raz kolejny będę przemierzał pienińskie szlaki.