O skarbie Inków ukrytym na zamku w Niedzicy
Historia o inkaskiej księżniczce i jej skarbie, który wciąż ma się znajdować gdzieś na zamku w Niedzicy to jedna z najbardziej znanych pienińskich opowieści. Wątki legendarne przenikają się w niej z faktami historycznymi, dzięki czemu może ona zawierać w sobie ziarnko prawdy. Czy zatem na niedzickim zamku ukryto kosztowności pochodzące z dalekiej Ameryki Południowej? Kto wie…
Księżniczka Umina
Początki tej niezwykłej historii sięgają XVIII wieku i związane są z żyjącą na Podolu węgierską rodziną szlachecką Berzewiczych. Jeden z przedstawicieli rodu, Sebastian, rzucony został przez burzliwe losy (podobno niespełnioną miłość) w daleki świat. Najpierw do Indii, później na pokład hiszpańskiego statku korsarskiego, a w końcu do odległej Ameryki Południowej. Tam Sebastian Berzewiczy poślubił Indiankę, a owocem związku z nią była córka – Umina. Wyszła ona za mąż za jednego z indiańskich przywódców, który stał na czele powstania przeciwko Hiszpanom. Gdy rebelia upadła, Sebastian wraz z córką i zięciem uciekli do Włoch. Podobno zabrali ze sobą sporą część skarbu inkaskich królów. Reszta kosztowności została ponoć zatopiona w jeziorze Titicaca i do dziś spoczywa gdzieś w jego głębinach.
Zły los prześladował jednak uciekinierów także po powrocie do Europy. Mąż Uminy został zamordowany i Sebastian z córką oraz jej nowo narodzonym synkiem – Unkasem – kolejny raz musieli szukać schronienia. Znaleźli je na Węgrzech, gdzie gościny na zamku w Niedzicy udzielił im ród Paloczych. Fatum dosięgło jednak nieszczęśliwych tułaczy również i w tym miejscu. Pewnego dnia, pod nieobecność Sebastiana Berzewiczego, na zamek wtargnęli zamaskowani napastnicy. Byli to prawdopodobnie ludzie hiszpańskiej inkwizycji ścigający potomków inkaskiego rodu królewskiego. Zapewne szukali małego Unkasa, lecz służbie w ostatniej chwili udało się go ukryć. Nie mogąc odnaleźć chłopca, napastnicy zabili jednak Uminę. Jak głosi legenda, po swoim powrocie zrozpaczony Sebastian Berzewiczy pochował córkę w srebrnej trumnie gdzieś na zamku. Obok sarkofagu miał zostać ukryty inkaski skarb, ale miejsca ostatniego spoczynku księżniczki, ani jej kosztowności nikt nigdy nie odnalazł. Podobno jest ono chronione potężnym zaklęciem, które czyni je niedostępnym. Istnieje też wersja, według której Umina, ponieważ nie była katoliczką, nie mogła być pochowana na zamku. Srebrną trumnę z jej ciałem oraz skarb zakopano więc gdzieś na polach w okolicy Sromowiec.
Testament Inków
Po śmierci Uminy jej syn adoptowany został przez bratanka Sebastiana Berzewiczego – Wacława Benesza. Akt ten usankcjonowany został testamentem podpisanym przez przybranego ojca Unkasa i… delegację Inków przybyłą do Niedzicy. Wacław Benesz wychował Unkasa pod nazwiskiem Antoni Unkas na zamku w Morawach. Chłopak był jedynym spadkobiercą rzekomego skarbu, ale temat ten nie interesował zbytnio ani jego, ani jego potomków. Pozostało tak aż do XX wieku, kiedy to jeden z prawnuków Unkasa na nowo podjął temat niezwykłej historii swego rodu. Był to Andrzej Benesz z Bochni, prawnik, archeolog, a także poseł i wicemarszałek Sejmu PRL. Dzięki jego staraniom, w 1946 roku w archiwach kościoła św. Krzyża w Krakowie odnaleziono łacińską wersję wspomnianego testamentu. Po przestudiowaniu zawartych w dokumencie wskazówek, Andrzej Benesz odnalazł też drugą wersję testamentu, sporządzoną w indiańskim piśmie węzełkowym. Była ona ukryta w schodach bramy prowadzącej na górny zamek niedzicki. Podobno potomek Unkasa przekazał następnie znalezisko tajemniczej delegacji z Ameryki Południowej, która przybyła do Krakowa, aby odczytać testament. Potem wszelki ślad po dokumencie zaginął. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Andrzej Benesz poniósł później śmierć w wypadku samochodowym. Stało się to pożywką dla rozmaitych przypuszczeń i teorii spiskowych.
Duch Uminy
Historia inkaskiej księżniczki i jej syna ma jeszcze jeden tajemniczy wątek. Ponoć po tragicznej śmierci Uminy zaczęto widywać jej zjawę błąkającą się po murach i korytarzach zamku w Niedzicy. W okolicy powtarzana była nawet opowieść jednym z zamkowych furmanów, Jakubie, którego pewnego jesiennego wieczora spotkała ponoć przerażająca przygoda. Po skończonym dniu pracy mężczyzna zgodził się odprowadzić kobiety z służby do ich sypialni. Gdy to uczynił i wracał już do własnej izby, trafił nagle do komnaty, której nigdy wcześniej nie widział. Spotkał w niej kobietę, lecz przekonany, że przez przypadek zaszedł do gościnnej części zamku, szybko przeprosił i chciał odejść. W tym momencie nieznajoma rzekła jednak: „wyprowadź mnie stąd”. Jakub ruszył więc z kobietą i po chwili znaleźli się w kolejnym pomieszczeniu, którego o dziwo stary furman też nie mógł rozpoznać. Nieznajoma skierowała swe kroki w stronę łoża i podziękowała za pomoc. W tym momencie Jakub zobaczył, że owo łoże było w rzeczywistości srebrną trumną, w której spoczywało ciało niewiasty z krwawą plamą na piersi. Wszędzie dookoła leżały zaś kosztowności. Woźnica rzucił się do ucieczki, lecz przerażony omdlał. Rano służba znalazła go nieprzytomnego na zamkowym dziedzińcu. Okazało się, że ze strachu Jakub w jedną noc całkiem osiwiał i od tej pory nazywany był w Niedzicy Jakubem Białym.
Opracowano na podstawie: „Szlakami legend pienińskich”, Grażyna Królikiewicz, Zygmunt Kruczek, Warszawa - Kraków 1982 oraz „Legendy Pienin”, Urszula Janicka-Krzywda, Kraków 1996.
Poczytaj: Klątwa zamku w Niedzicy